Słońce i łagodny klimat Nicei skusiły wielu sławnych artystów i arystokrację. Chętnie wypoczywała tutaj królowa Wiktoria, a Henri Matisse znalazł przystań pod koniec życia. Dziś jak do mekki ściągają tu milionerzy i zwykli turyści. Sprawdzamy, czym zachwyca stolica Lazurowego Wybrzeża.
W tym mieście znajdziecie wszystkie ekstrawagancje współczesności. Anglicy docierali tu niegdyś statkami, by grzać się w słońcu Lazurowego Wybrzeża. Sfinansowali potem budowę obsadzonej palmami Promenade des Anglais, Promenady Anglików, która stała się pierwowzorem wszystkich bulwarów na świecie. Europejska arystokracja uciekała tutaj od szarej, smutnej zimy, by realizować najbardziej ekscentryczne marzenia. I w dużej mierze przyczyniła się do tego, że cały region zamienił się w pokryty bujną roślinnością eden.
W cieniu cyprysów
Kiedy paryski botanik Gustave Thuret zaczął hodować na Cap d’Antibes , niedaleko Nicei, kaktusy, palmy, cytryny, eukaliptusy, tutejsi mieszkańcy nie wróżyli mu sukcesu. Wkrótce jednak egzotyczne drzewa, wśród nich obsypane żółtymi kwiatami mimozy, stały się równie nieodłącznym elementem krajobrazu jak błękitne morze, czy cyprysy i alpejskie sosny. Przepych roślinności znalazł też odbicie w architekturze.
Kosmopolityczne, wytworne towarzystwo budowało pałace, nie licząc się z wyglądem miast. W Nicei najznakomitszym przykładem pałacu z belle epoque jest dziś przykryty czerwoną kopułą hotel Negresco z 1913 roku, uważany za najlepszy hotel w świecie. W środku można podziwiać dzieła sztuki. Niestety, wstęp tylko dla gości hotelowych, na nic zdają się nasze dziennikarskie legitymacje…
Spacer Promenadą Anglików
Ruszamy dalej okazałą Promenadą Anglików, mając po jednej stronie lazurowe morze i plaże (dość kamieniste, zalewane często przez fale), po drugiej zaś – pałace, zabytkowe kamienice, hotele, kasyna… Od wschodu słońca aż do późnej nocy na deptaku ruch. Co chwila mijają nas rowerzyści, deskorolkowy z dredami na głowach, biegacze ze słuchawkami na uszach i tłumy spacerowiczów, wśród których czasem spotyka się osobistości z pierwszych stron gazet, czy gwiazdy kina. W końcu, to tylko o rzut beretem od Cannes i Monaco. Jeśli zanurzyć się głębiej w tym mieście i okolicy, nie trudno zrozumieć, co przyciąga tu ludzi jak magnes.
U stóp bogini Nike
Co krok podziwiamy wspaniałe budowle w stylu art deco i belle epoque, choćby takie jak Palais de la Mediterranee, czy Palais Massena, gdzie dziś mieści się Muzeum Sztuki i Historii. W połowie promenady wznosi się pomnik zwycięskiej bogini Nike, od której pochodzi nazwa miasta. U jej stóp umieszczono postać młodego Francuza i przytulonej do niego włoskiej dziewczyny. To symbol, że w 1860 r. Nicea w drodze referendum przeszła z rąk włoskich we francuskie. Ale włoskie wpływy widać na każdym kroku, a pizza jest tu równie popularna jak w Rzymie.
Przystań Eltona Johna
A przed nami tajemniczy Zamek, górujący nad Promenadą Anglików. Wygląda jakby zawisł na stromej skarpie, na szczęście, można wjechać tam windą. Z góry roztacza się imponujący widok na miasto rozciągnięte nad Zatoką Aniołów i na port, ponad którym wyrosły okazałe rezydencje. Rzucająca się w oczy biała willa należy do Eltona Johna, który kilka razy w roku pojawia się tu z rodziną. „Jest miły, nie robi fochów jak niektóre gwiazdy”, opowiada właściciel niewielkiej restauracji. „Zamówił kiedyś soccę, zwyczajny naleśnik z mąki z ciecierzycy, posypany pieprzem i bardzo sobie go chwalił”.
Strzały z armaty
Zamek to dziś praktycznie ruina, ale jaka romantyczna! Odkryto tu pozostałości dwóch średniowiecznych kościołów, jest cmentarz ozdobiony galerią niezwykłych pomników. Najbardziej jednak zachwyca park z wodospadem – ulubione miejsce pikników rodzinnych. Można bez końca spacerować wzdłuż zacienionych alejek wyłożonych mozaiką w antyczne wzory, przy okazji zerkając na morze. Lubił się tu zapuszczać lord Coventry. Do tego stopnia pokochał to miejsce, że jego zniecierpliwiona żona strzelała z armaty w samo południe, żeby w końcu wracał do domu na obiad. Na pamiątkę tego wydarzenia, równo o dwunastej w Nicei strzelają z armaty.
Vieux Nice, czyli Stare Miasto
To obowiązkowy punkt programu każdego zwiedzania. Warto się tu wybrać, by poczuć atmosferę dawnej Nicei. I trzeba uważać, by nie zgubić się w labiryncie wąskich uliczek z kamienicami w kolorze żółtawej ochry i rdzawej czerwieni. Najbardziej zachwycający jest ukryty wśród nich Palais Lascaris , wzniesiony w połowie XVII w. w stylu genueńskiego pałacu. Wśród innych arcydzieł baroku można polecić katedrę Ste-Reparate na placu Rosetti, czy Chapelle de la Misericorde przy cours Saleya, gdzie działa słynne targowisko pulsujące życiem od rana do wieczora, otoczone morzem kafejek. Wszędzie lady uginające się od warzyw i południowych owoców, pachnące przyprawy, kwiaty, antyki, pamiątki. Sztalugi artystów gotowych od ręki namalować portrecik , mistrzowie żonglerki…
Niedaleko stąd, przy Placu Charles Felix, w budynku na ostatnim piętrze, miał swoją pracownię Henri Matisse, który w Nicei znalazł szczęśliwą przystań pod koniec życia. Nieco dalej odkrywamy kamienicę, w której mieszkał Paganini. Stąd już tylko kilka kroków do zabytkowej Opery , naprzeciw której kusi słynny sklep Henriego Aurea z 1820 r., z pysznymi czekoladami. Rzecz ciekawa, przez 300 lat nic w jego wystroju się nie zmieniło.
Kulinarne rozkosze
Obfitość knajpek, barów nie pozwala nikomu przejść obojętnie wąskimi uliczkami Vieux Nice. Trzeba skosztować tarty cebulowej z oliwkami i anchois, trzeba popróbować Pana bagnata, wypieczonego w oliwie białego chleba, przełożonego listkami sałaty, surową cebulą, pomidorami, sardelami i gotowanym jajkiem.
Nasz lunch w knajpcie L’Esoalinda zapamiętamy na długo. Najpierw na stół wjechała wielka micha z pyszną ciecierzycą, potem różne przystawki, na koniec ravioli. A do tego czerwone, domowe wino. Wszystkiego było dwa razy więcej, niż można było zjeść. Syci ruszyliśmy w miasto. Przekonani, że do długiej listy nicejskich atrakcji dorzucimy jeszcze jedną: niebiańską kuchnię.
więcej o Nicei przeczytacie na stronie: https://nicetourisme.blogspot.com
autor: Zyga Chwast
zdjęcia: Zyga Chwast, A.Issock, CRT&P.Behar. VDN