Rejsy morskie, nurkowanie na rafach koralowych lub połów ryb na otwartym morzu wzorem Ernesta Hemingwaya, który pokochał kenijskie wybrzeże. A może słodkie lenistwo na cudownych plażach? Znajdziecie tu wszystko, co potrzeba do szczęścia.
Kenijskie Wybrzeże uchodzi za jedno z najpiękniejszych w Afryce. To szeroki pas srebrzystych piasków ciągnących się na przestrzeni prawie pięciuset kilometrów od archipelagu Lamu aż po Vangę, tuż przy granicy z Tanzanią. Plaże powstały tam, gdzie niegdyś rósł gęsty las tropikalny. Las wycięto, w jego miejsce założono plantacje kokosów i agawy sizalowej, a potem zbudowano hotele…
Szczęśliwie, architekci uniknęli tworzenia turystycznych molochów. Ośrodki hotelowe wtopili w otoczenie tropikalnych ogrodów, palm, starych baobabów i kwiatów. Tym stylem architektonicznym nawiązali do wzorów afrykańskich, o czym świadczą „makuti”, okrągłe chaty kryte przewiewnymi dachami z liści bananowca. Niepozorne z zewnątrz, w środku jednak zapewniają komfort: baseny, prysznice, łazienki, klimatyzacja i dobrze schłodzony szampan w lodówce!
Święte Baobaby
Nasz ośrodek Baobab Beach Resort nie należy do najbardziej kameralnych, o czym świadczy liczba gości z całego świata, więc chwilami przypomina wieżę Babel. Za to ma wszystko, co potrzeba turystom – wygodne pokoje z tarasami, park zacieniony palmami, baseny z widokiem na Ocean Indyjski. Poza tym leży przy cudownej dziesięciokilometrowej plaży Diani Beach, ciągnącej się od rzeki Kongo na północy aż po plażę Galu na południu, której znakiem rozpoznawczym jest stary baobab.
To zresztą, jak się przekonamy, nie jedyne takie drzewo w okolicy. Według legendy, baobab posadził tu rozzłoszczony diabeł, bo nie zrobił tego, jak Pan Bóg przykazał, tylko korzeniami do góry. Faktycznie, liczące setki lat chropowate kolosy wyglądają jakby rosły wbrew naturze. Podobne do tykw pnie osiągają ponad 15 metrów grubości! Wśród gałęzi skaczą białobrode langury i śpiewają ptaki. Tubylcy uważają te drzewa za święte wierząc, że w baobabach mieszkają duchy zmarłych.
Kierunek Wasini
Najbliższym miasteczkiem od naszego hotelu Baobab Beach Resort jest Ukunda, licząca sto tysięcy mieszkańców ( w większości muzułmanów, co jest typowe na wybrzeżu). Do Mombasy jest około trzydziestu kilometrów, do Malindi ponad sto. Ale przyjeżdża się tu głównie po to, aby nurkować na rafach, łowić ryby na otwartym morzu jak Hemingway, a przede wszystkim, by wylegiwać się na pięknych i prawie pustych plażach pod kokosowymi palmami i tropikalnym słońcem. Możemy odwiedzić podwodne parki, wyruszyć w rejs historyczną łodzią „dau” lub wybrać się na jedną z wielu okolicznych wysepek.
Płyniemy więc na Wasini. Jest silny wiatr i duża fala. Nasze kenijskie przewodniczki Josephine i Betty są zachwycone, my mniej. Czujemy się niepewnie, bo łódź nabiera nadspodziewanie dużych przechyłów. Ale na szczęście dzielny sternik ma wszystko pod kontrolą. Pyszny lunch, złożony z krabów i ryb prosto z morza, serwowany w knajpce na wyspie, pozwala jednak szybko zapomnieć o trudach rejsu.
W Zatoce Żółwi
Kenijskie wybrzeże rozwija się w zawrotnym tempie, przy rajskich plażach niczym grzyby po deszczu wyrastają nowe ośrodki. Biznes turystyczny najwyraźniej wyczuł tu pieniądze. Watamu było niegdyś spokojną wioską rybacką położoną w Zatoce Żółwi. Dziś to kurort chlubiący się białymi plażami z drobnym piaskiem i jedną z najpiękniejszych raf koralowych w Kenii (10 km kw. powierzchni), będącą rajem dla ryb. W ofercie znajdziemy wycieczki łodziami ze szklanym dnem, pływanie w masce, nurkowanie. A hotele, na czele z czterogwiazdkową „Madiną Palms”, mogą zaspokoić gusty nawet najwybredniejszych gości.
Samo Watamu warte jest zwiedzania, choćby z uwagi na najstarszy chroniony Morski Park Narodowy. „Do ludzi zaczyna docierać, że trzeba dbać o środowisko naturalne”, mówi Ruth Karisa z National Marine Protected Areas. Specjalny program pozwala już monitorować plaże i oczyszczać je ze śmieci. Z plastikowych odpadów powstają potem torebki, naszyjniki i bransoletki, które można nabyć na miejscu w sklepiku.
Pod ochronę trafiły też żółwie, dla których stworzono osobne centrum rehabilitacji. Mogą dożyć nawet 150 lat, jeśli nie zostaną zaatakowane przez rekiny lub nie zginą od zanieczyszczeń, zjadając plastikowe odpady. Ale i z nimi zaczyna się walczyć – po sąsiedzku działa prężny ośrodek recyclingu przerabiający plastikowe butelki. Z części z nich, po wypełnieniu ziemią, buduje się …domy.
Śladami Vasco da Gamy
Patrząc na spokojne wybrzeże trudno sobie wyobrazić, że kiedyś toczono tu krwawe bitwy o strategiczne porty. Że było to miejsce, na którym przecinały się wielkie szlaki handlowe. Kupcy rozkładali tu swoje worki z przyprawami, bele jedwabiu, szkatułki ze szlachetnymi kamieniami. Rozparci na miękkich matach mkeka i perskich dywanach godzinami dobijali targów. Sami zaś kupowali cenną kość słoniową, rogi nosorożców uchodzące za afrodyzjak, ziarno sezamu, skorupy żółwi szylkretowych, na koniec też niewolników.
Do Malindi w 1498 roku zawitał słynny podróżnik Vasco da Gama. A już rok później założono tu pierwszą portugalską placówkę handlową. Dzisiaj to kurort opanowany przez Włochów. Najlepszą pizzę w mieście można zjeść u Mario. Wprawdzie się trochę czeka, ale warto. Najlepsza dyskoteka? Też u niego, choć zabawa rozkręca się koło północy. Na parkiecie czarnoskóre piękności w strojach topowych marek, pachnące Guerlainem i Coco Chanel. Zakochani robią sobie selfie przy „Forever My Darling” Presley’a. W barze drinki z palemkami, whisky i nasze ulubione piwo „Tusker” ze słoniem na etykiecie.
Hakuna matata!
Sto kilometrów dalej na południe, w Mombasie, pierwsze kroki na afrykańskiej ziemi postawiła Karen Blixen, wychodząc za mąż za szwedzkiego arystokratę Brora Blixena. „Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale w nocy widzi się w Afryce dalej niż w innych miejscach. A gwiazdy świecą tu jaśniej”, pisała potem, będąc pod wielkim urokiem Kenii.
Są miejsca, które absolutnie czarują. Parki morskie w Watamu i Malindi, archipelag wysp Lamu, czy piękne wysepki Mfangano, sprawiające wrażenie jakby Stwórca o nich całkowicie zapomniał. Uroczysta degustacja homara pod rozgwieżdżonym niebem może stać się wspaniałym dopełnieniem wrażeń. Homara dziś nie podają? „Hakuna matata”, nie ma sprawy, śmieje się Jospehine, nasza przewodniczka. Niech podadzą cokolwiek, ryb w Oceanie przecież nie brakuje! A poza tym mamy wakacje.
Tekst Zyga Chwast, fot. archiwum autora