Bangkok, nazywany Krung Thep, Miastem Aniołów, przy pierwszym kontakcie nie ma nic z anielskości. Wydaje się być metropolią pełną sprzeczności, w której labirynt starych uliczek i kanałów sąsiaduje z drapaczami chmur. Ale mamy dla was coś ekstra.
Bangkok z lotu ptaka
Jeśli chcielibyście spojrzeć na to 10-milionowe city z góry i poczuć dreszczyk emocji, warto odwiedzić Mahanakorn Building w centrum finansowym Bangkoku. To prawdziwe cacko architektoniczne, najwyższy budynek w Tajlandii, liczący 77 pięter, zaprojektowany oryginalnie przez niemieckiego architekta Ole Scheerena. Niczego podobnego nie zobaczycie w świecie, wieżowiec przypomina bowiem konstrukcję z rozsypujących się pikseli, stąd nazywany jest przez mieszkańców Miasta Aniołów Wieżą Pikseli.
Drapacz , wzniesiony nakładem ponad 600 milionów dolarów, został oddany do użytku w 2016 roku i od razu stał się wielką atrakcją turystyczną. Po kontroli zawartości naszych torebek i plecaków i opróżnieniu ich z zapasów żywności , jak również butelek z wodą mineralną ( wymogi bezpieczeństwa?), wsiadamy do windy, która w 50 sekund wywozi nas na 74 piętro. Przez chwilę podziwiamy stąd obłędną panoramę miasta, ale pniemy się wyżej (można schodami, można też windą) na odkryty taras widokowy leżący na dachu tej gigantycznej budowli. Trochę kropi, przez co robienie zdjęć jest utrudnione, ale spacer w chmurach zaliczony. Najwyższy punkt w Bangkoku, King Power Mahanakorn Building (314 m n.p.m.) zdobyty! To 14 metrów wyżej od paryskiej Wieży Eiffla. Można poczuć lekki zawrót głowy. Ale szampan na tej wysokości smakuje wybornie.
Bangkok nad rzeką królów
Nocny rejs po Chayo Phraya będzie strzałem w dziesiątkę dla tych, którzy zmęczyli się zwiedzaniem hałaśliwych targowisk, bazarów Chinatown, czy Królewskiej Dzielnicy. Najlepiej jeśli zostanie połączony z degustacją tajskich przysmaków i muzyką. Trochę to więcej kosztuje, ale raz się żyje…
Majestatyczna Chao Phrayja, zwana rzeką królów, ciągnie się wstęgą przez serce Bangkoku. W jej wodach odbijają się pozłacane iglice świątyń, pełen przepychu pałac królewski i skromne domy na palach. Bangkok narodził się nad brzegiem Chao Phraya, ale z biegiem lat jego granice przesunęły się o kilkadziesiąt kilometrów na zachód i na wschód. Wschodni brzeg zajmuje stare miasto, ciągnące się za białymi murami, otaczającymi pałac królewski na sztucznej wyspie Rattanakosin. Zachodni brzeg, ze spokojnym Thon Buri, oplecionym starą siecią kanałów, w niczym nie przypomina tętniącej życiem metropolii.
Nasz statek sunie powoli , pozwalając kontemplować gościom widoki. Przez moment można odpocząć od szaleńczego tempa Bangkoku, czy barów na Siam Square, zwłaszcza kiedy kuchnia pokładowa zaczyna serwować swoje specjały, krewetki zapiekane w cieście, naleśniki z papieru ryżowego z mięsnym farszem, czy sataye, pyszne szaszłyki z kurczaka z sosem orzechowym. A do tego przeróżne owoce morza gotowane na parze, sałatki, zupy…
Bangkok stolicą kawy
Kto by pomyślał, że napijemy się tu najlepszej kawy pod słońcem? A nie w Rzymie czy w Wiedniu. A jednak kawa, nazywana czarnym złotem Tajlandii, zaczyna konkurować z takimi tajskimi atrakcjami jak pływające targi czy niebiańskie plaże. Coraz powszechniejsza staje się też kultura picia kawy i coraz większy wybór znakomitych kaw widzi się w sklepach, a wszystko to dzięki uprawom najwyższej jakości Arabiki na plantacjach Tajlandii.
Będąc w Bangkoku warto odwiedzić słynną Luka Cafe położoną w samym centrum. Nie jest to zwykła kawiarnia, raczej miejsce, gdzie można się zrelaksować w niezwykłym otoczeniu, wypełnionym roślinnością, dziełami tajskiej sztuki, będące równocześnie sklepem. Przy okazji można też zgłębić tajniki robienia najlepszej kawy w świecie. Kilka zasad poznanych w Luka Cafe to: kupować zawsze dobrą kawę i świeżo wypaloną, trzymać ją w szczelnym, ciemnym pojemniku, zmielić ją samodzielnie dowolną metodą , ale nie blenderem i najlepiej użyć źródlanej wody. Uwaga! Nigdy nie podgrzewać wody do kawy powtórnie. Po kilku wypitych kawach przyrządzonych na zimno ( temperatury na zewnątrz sięgają ponad 30 st. C), mimo późnej pory znów wraca chęć życia.
W Luca Cafe można też wysłuchać opowieści o początkach kawowej tradycji. Kiedy zamawiamy małą czarną, nie zastanawiamy się, gdzie rosną kawowce i jak zbiera się ich owoce, z których powstaje aromatyczny, pobudzający napar. Jak mówi legenda, zwyczaj picia kawy wziął się z Abisynii (dzisiaj Etiopia), gdzie pastuch Kaldi zauważył, że jego kozy po zjedzeniu czerwonych jagód z pewnych drzew (kawowców) były ożywione. Swoją obserwacją podzielił się wkrótce z mnichem, który zaczął używać czerwonych jagód, aby nie zasnąć podczas modlitwy. Na szczęście, tutaj nam to nie grozi. Bangkok słynie z tego, że nigdy nie zasypia…
www.itcma.com
Tekst i zdjęcia: Elżbieta Pawełek, TravelCompass.pl ©