Dyskoteka w łaźniach w blasku księżyca? Muzyka elektroniczna, najlepsi didżeje i specjalne efekty świetlne plus doborowe towarzystwo? Baseny z gorącą wodą na wyspie? To wszystko można mieć w Budapeszcie, będącym zarazem stolicą i wspaniałym kąpieliskiem. Nie ma drugiej takiej metropolii w świecie!
Nasza przygoda z Budapesztem zaczęła się od SPArty, największej wodnej dyskoteki w Europie, a może nawet i w świecie. A ponieważ temperatura wody w słynnym kąpielisku Szechenyi wahała się od 28 do 40 stopni Celsjusza, specjalnie nie trzeba było nas zachęcać. Zresztą, baseny szybko zapełniły się amatorami gorących kąpieli przy muzyce pod gołym niebem, choć pewnie nie wszystkim udało się wytrwać do czwartej na ranem. W każdym razie, warto było. Impreza organizowana jest raz w miesiącu, zawsze z soboty na niedzielę, rocznie ściąga ponad 50 tysięcy gości (www.spartybooking.com).
Będąc w Budapeszcie nie można tego adresu pominąć – Szechenyi jest jednym z najwspanialszych i największych kompleksów kąpielowych Europy, których tradycja sięga XIX wieku. Znajdziecie tu wspaniałe baseny zewnętrzne z wodą termalną i mnóstwo mniejszych krytych– w każdym inna temperatura, inny skład chemiczny wody, leczącej przeróżne dolegliwości, a prócz tego łaźnie parowe i fińskie. Dodatkowo w wodzie można rozegrać partyjkę szachów, z czego Szechenyi słynie.
Miasto jak kurort
Wspaniałe w Budapeszcie jest to, że kiedy żar leje się z nieba wprost na zabytkowe uliczki i skwery i w środku zimy, kiedy świąteczne lampki tlą się wszędzie – można sobie zafundować gorącą kąpiel pod rozgwieżdżonym niebem. Bo nade wszystko to wielki kurort. Jest tu blisko 40 łaźni i kąpielisk i 120 naturalnych źródeł leczniczych, dostarczających dziennie 70 mln litrów ciepłej wody bogatej w wapń, magnez, sód, siarczany i chlorki . W 1934 r. Międzynarodowy Kongres Uzdrowisk przeniósł do Budapesztu swą główną siedzibę, przyznając zarazem miastu status uzdrowiska.
Miejscowe wody działają niczym Spa, doskonale poprawiają samopoczucie. Samo ich picie jest skutecznym lekarstwem na choroby żołądka i nerek. A leczą niemal wszystko: od stłuczeń, bólów mięśni, osteoporozy aż po niepłodność! Kiedy coś boli, lekarz najczęściej radzi: – Proszę pójść do Gellerta, posiedzieć tam kilka godzin. Przejdzie na 100 procent!” I rzeczywiście przechodzi.
Gellert – kąpielisko dziewic
Kąpielisko św. Gellerta, nazywane niegdyś „kąpieliskiem dziewic” lub „Purgatorium”, czyli miejscem o niespotykanych właściwościach uzdrawiających, uchodzi za jedno z najlepszych w mieście. I najpiękniejszych. Secesyjne budynki zdobione mozaikami, posągi lwów z paszczami tryskającymi wodą tworzą scenerię jak z bajki „Tysiąca i jednej nocy”. W słynnej pływalni hotelu Gellert okolonej antycznymi kolumnami, z rozsuwanym szklanym dachem, z rozkoszy kąpieli coraz częściej korzystają obcokrajowcy, w tym Polacy.
W latach 30. ubiegłego wieku w hotelu Gellert odbywały się słynne bale, na których spotykała się cała europejska elita. A goście dojeżdżali koleją parową. Ponoć tańczyli walca na szklanej tafli ponad wielkim basenem. Na samo wzgórze Gellert (po stronie Budy) warto wybrać się w nocy, kiedy Peszt (po drugiej stronie Dunaju) i budapesztańskie mosty rozświetlają się tysiącem świateł. Kiedy mijamy pomnik św. Gellerta, przypomina się historia męczennika, którego z tego miejsca poganie mieli zepchnąć w beczce do Dunaju. Nieco dalej pomnik cesarzowej Sissi – ubłagała męża, by Węgrom przyznał równe prawa polityczne w 1867 r. Dzięki temu Węgry stały się samodzielną częścią monarchii austro-węgierskiej aż do końca pierwszej wojny światowej.
Cesarz w łaźniach
Dla Budapesztu zasłużyli się też Rzymianie. Nie tylko, że odkryli tam lecznicze źródła, to jeszcze zbudowali akwedukty i łaźnie. Odwiedzał je najpierw cesarz Tyberiusz, potem Neron z krewniakami i nałożnicami. Pod rządami Turków w XV i XVI w. miasto wzbogaciło się o nowe łaźnie (furdo). Niektóre zostały zmodernizowane i wciąż cieszą miłośników kąpieli w badach. Nie mówiąc o tym, że stały się dużą atrakcją turystyczną (www.budapestgyogyfurdoi.hu) . Niektóre z nich mają wydzielone części tylko dla mężczyzn i kobiet, inne są wspólne albo wydzielone dni dla pań i panów. Róźnią się też charakterem. Rudas ma wystrój ascetyczny, Kiraly odwiedzają chętnie ludzie o odmiennej orientacji seksualnej, Gellert gości kosmopolityczną elitę. Do Lukacsa przychodzą intelektualiści i, a do Szechenyi – całe rodziny. Wstęp nie jest tani: od 3000 – 5000 forintów i więcej na cały dzień, ale z Budapest card (72 godziny za 32 euro, www.budapest-card.com), wszędzie będziecie mieli zniżki, a do Lukacsa wejście gratis.
Latem popularnością cieszy się piękne kąpielisko na wyspie św. Małgorzaty – dużo zieleni, wypielęgnowane trawniki, mnóstwo kawiarenek i barków, gdzie można skryć się przed słońcem. Zgodnie ze starą zasadą najpierw siedzi się w basenach z najchłodniejszą wodą, a później z coraz cieplejszą. Nikt nie szczędzi sobie pluskania się w bąblach, które z bulgotem wydobywają się na powierzchnię, podwodnych masaży i rozkosznej chwili na leżance w części relaksacyjnej. Z głośnika sączy się cicha muzyka. Można tak leżeć bez końca.
Jazz nad Dunajem
A jak już kąpiele się znudzą, wyruszamy w miasto. Na pyszne marcepany i czekoladki do nowej kawiarni Szamosa naprzeciw Parlamentu (www.szamosmarcipan.hu). Sącząc kawę można stąd podziwiać ten bajeczny budynek z neogotycką fasadą – wznoszony przez 17 lat, do którego budowy zużyto 40 kilogramów złota, pół miliona kamieni szlachetnych i 40 milionów cegieł!
Na peszteńskim brzegu życie tętni do rana. Vaci utca, która z handlowej ulicy po zmierzchu zamienia się w centrum rozrywki, kusi najbardziej szalonymi imprezami w mieście. Tutejsi bywalcy dyktują modę w mieście, a kluby – obowiązujące rytmy. Węgrzy, zresztą, potrafią się bawić wszędzie. W stylowych piwiarniach, jazzowych kafejkach, na statkach sunących po Dunaju i na mostach. Przed wejściem do knajp czasem widzi się śmieszne napisy: „Boże, nie mogę spać!” – po jednej stronie, a po drugiej – „Cisza! Zamknijcie się w końcu!”. Ale kto by się takimi drobiazgami przejmował.
Tekst: Elżbieta Pawełek
http://podroze.onet.pl