Być tam to dla każdego silne przeżycie. Potęgowane uczuciem, że podąża się śladami Jezusa. To zaskoczenie, że w jednym miejscu spotyka się pobożnych chrześcijan z krzyżami, brodatych chasydów tańczących pod Ścianą Płaczu, muzułmanów w meczecie.
Betlejem przynosi czasem rozczarowanie. W tym niedużym mieście, położonym 8 km od Jerozolimy przy drodze do Hebronu, trudno doszukać się podniosłego nastroju. Wszędzie uliczki tonące w śmieciach, biedne arabskie domy oszpecone napisami wymalowanymi sprayem, krzyk sklepikarzy, którzy próbują na siłę wepchnąć swój towar…
Ale im dłużej tu przebywamy, tym bardziej zaczynamy cenić koloryt tego miejsca. Niezwykła atmosfera panuje w centrum wokół Placu Żłóbka i na suku w części zachodniej. Wprawdzie sklepy z pamiątki pełne są kiczowatych dewocjonaliów, ale można również kupić piękne stajenki rzeźbione w drewnie oliwnym przez miejscowych rzemieślników.
Od 1995 r. miasto pozostaje pod władzą Palestyńczyków. Mieszkają w nim głównie muzułmanie, utrzymujący się z handlu, uprawy owsa i hodowli owiec. Niegdyś arabscy chrześcijanie byli w absolutnej większości, dzisiaj stanowią ok. 30 proc. mieszkańców w ponad 30-tysięcznym mieście. Jakoś trudno sobie wyobrazić, że tutaj urodził się Jezus, zaś przyszły król Dawid pasał w dzieciństwie ojcowskie owce, jak podaje Biblia.
Naszym celem jest Bazylika Narodzenia Pańskiego. Chcąc dostać się do środka, musimy się mocno pochylić. Inaczej nie da się przejść przez Drzwi Pokory, specjalnie zmniejszone w czasach osmańskich, co miało uniemożliwić łupieżcom wjazd wozami do świątyni.
Bazylika powstała w miejscu, gdzie znajdowała się grota, czczona jako miejsce narodzenia Jezusa. Pierwsze wzmianki o niej znaleźć można już w pismach św. Justyna. Ale pojawiają się też przypuszczenia, że Jezus mógł urodzić się gdzie indziej. Że Maryja i Józef wcale nie przybyli tu z Nazaretu i nie musieli szukać noclegu, ponieważ faktycznie przez cały czas mieszkali w Betlejem.
Od 1852 r. opiekę nad Bazyliką sprawują Kościoły rzymskokatolicki, ormiański i grekoprawosławny, które toczą ze sobą zacięty spór. Każdy z nich bowiem opiekuje się jakąś częścią świątyni. Grecy odpowiadają za ołtarz i główną nawę, katolicy zaś i Ormianie – za nawy boczne. A wszyscy się kłócą o to, kto ma sprzątać w kościele, w myśl zasady: „kto sprząta, ten posiada”. Dla setek pielgrzymów to jednak nieistotne szczegóły, nie mogące zakłócić pobytu w tym świętym miejscu.
Krążąc po Bazylice w końcu docieramy do Groty Narodzenia. Mała nisza Narodzenia i niewiele większa nisza Żłobka w rzeczywistości wygląda dużo skromniej niż na fotografiach. W Wigilię figurka Dzieciątka Jezus, wielkości dużej lalki, tylko na chwilę jest kładziona na srebrnej gwieździe z napisem „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est” – „Tu narodził się z Maryji Dziewicy Jezus Chrystus” na znak, że leżał w żłóbku. Sam żłóbek, uchodzący za oryginalny, znajduje się gdzie indziej, w kościele Santa Maria Maggiore w Rzymie.
W pół godziny docieramy do Jerozolimy. Dla kogoś, kto trafia tu po raz pierwszy, bywa zaskoczeniem taka wielość religii i kultur. W jednej godzinie spotykamy pobożnych chrześcijan, niosących drewniane krzyże dla upamiętnienia męki Chrystusa, brodatych chasydów tańczących pod Ścianą Płaczu, muzułmanów bijących pokłony Allachowi, z twarzami zwróconymi w kierunku Mekki.
Chrześcijanom trudno się też pogodzić z tym, że Jerozolima, gdzie ukrzyżowano i pogrzebano Chrystusa, jest również świętym miastem dla żydów i muzułmanów. Często przeżywają szok na Via Dolorosa, Drodze Krzyżowej, która pnie się pod górę wąską uliczką między jarmarcznymi straganami. Na tych samych półkach upchnięto korony cierniowe, różańce, kawę Jacobs i dżinsy. A sprzedaż odbywa się przy głośnych rytmach muzyki pop i krzykach arabskich sklepikarzy, próbujących wepchnąć nam towar.
Pielgrzymi zatrzymują się na krótką modlitwę przy stacjach. Dwie pierwsze stacje stoją w miejscu, w którymś niegdyś stała twierdza Antonia. Z daleka widać łopoczące na wietrze flagi izraelskie. Kolejna stacja – spotkanie z Matką. Trochę dalej Weronika otarła twarz Jezusa. Gdzieś były płaczące niewiasty. Wszystko teraz stłoczone, gwar uliczny nie pozwala się skupić.
Docieramy wreszcie do Bazyliki Grobu Pańskiego, w której mieści się pięć ostatnich stacji. Kiedyś był tu ogród, między rzędami fig i oliwek kwitły azalie i rododendrony. Cieniem na tę sielankę kładł się widok skazańców krzyżowanych przy drodze. Na jednym z takich krzyży przez kilka godzin konał Jezus.
Bazylika sprawia wrażenie zlepka wielu budowli, których fragmenty stawiały kolejne pokolenia. W środku panuje chłód, unosi się woń kadzideł, brodaty mnich zamiata podłogę. Na Skale Kalwarii stoją trzy krzyże. Wokół pełno darów wotywnych, złota, wszystko lśni. Kalwaria nie przystaje do wyobrażeń wyniesionych z lektur. Nie jest to żadna góra, pryska obraz Jezusa wspinającego się z krzyżem na strome wzgórze.
Poniżej Kalwarii znajduje się Kaplica Zmartwychwstania, w środku pusty Grób Chrystusa. Przed wejściem jak zwykle kłębi się tłum różnojęzycznych pielgrzymów. Pop w czerni pilnuje porządku i wpuszcza tylko po trzy osoby.
Kiedy opuszczamy Bazylikę, słychać głos muezzina, nawołującego do wieczornej modlitwy. Tuż obok jest meczet, a kilka kroków dalej słynna Ściana Płaczu, najważniejsze święte miejsce judaizmu. Mężczyźni udają się do sektora po lewej stronie, kobiety po prawej. W szczeliny starożytnego muru można wsunąć zwiniętą karteczkę z życzeniem.
Po męczącej wędrówce po mieście siadamy w kawiarni. Arabska kawa i migdałowe ciasteczka stawiają nas na nogi. Przy sąsiednim stoliku dwóch młodych żołnierzy z karabinami zajada baklawę. Jest bezpiecznie, zapewniają przewodnicy. Wszechobecny widok wojska wskazuje jednak, że odwieczny konflikt nie został zażegnany. Ale nic nie powstrzyma turystów przed przyjazdem do Ziemi Świętej. Będą podążali śladami Jezusapo rozgrzanych kamieniach Jerozolimy, Nazaretu, Tyberiady. Na koniec odpoczną nad Jeziorem Galilejskim, licząc może na kolejny cud.
ILE TO KOSZTUJE
Podróż 8-dniowa (zorganizowana wycieczka) to wydatek ok. 2,5 – 3,5 tys. zł. W to wliczony jest hotel, transport po Izraelu, ubezpieczenia, przewodnik, bezpośredni przelot z Warszawy, Łodzi lub Katowic. Jeśli chcemy odwiedzić Ziemię Świętą na własną rękę możemy skorzystać z pojawiających się dosyć często promocji biletów lotniczych do Tel Awiwu. Natomiast teraz, wraz z uruchomieniem przelotów tzw. tanimi liniami można dolecieć do Izraela nawet za 300 zł w obie strony.
Autor: pawro, zdjęcie tytułowe: Kopuła na Skale w Jerozolimie, fot. (c) TravelCompass.PL